poniedziałek, 28 listopada 2011

  Poniedziałek przeżyty. Jak?. Pojęcia nie mam. Jutro planów wielkich nie mam. Rano do szkoły siedem lekcji z czego nienawidzę dwóch. Ale na wf-ie będzie fajnie, mam nadzieję. Później powinnam iść na angielki. Dwie godziny wkuwania słówek, które już znam i przerabianie zdań z pierwszej klasy. Nie dziękuję. Więc po czterdziestopięciominutowej muzyce idę do domu kuć na sprawdzian z biologii. Nienawidzę biologii. Nienawidzę   wszystkich kobiet o imieniu Lilianna, które uczą biologii. Nienawidzę komórczaków, grzybów i glonów. Staję się aspołeczna. Dobrze mi z tym.

  ''Jak to jest, że kiedy człowiek zdaje sobie sprawę ze swoich słabości to łamie się jeszcze bardziej. Nie da się zrozumieć czemu tab bardzo dążymy do doskonałości. Nie damy sobie udowodnić że jesteśmy od kogoś gorsi. A ja jestem beznadziejna. Leniwa, słaba i bezużyteczna.  Dobrze mi z tym, że potrafię to powiedzieć chociaż do monitora'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz